Poczułam się dzisiaj na tyle sprowokowana przez słowa Ministra Czarnka, że postanowiłam reanimować mojego bloga. Tak, to aż taki poziom frustracji. Czemu frustracji zapytają Państwo? No cóż, jako osoba, która ma wiedzę i narzędzia do tego, żeby pomagać ludziom z różnymi problemami zdrowotnymi, również z otyłością, jakoś nie czuję, żeby w tym kraju było dla mnie miejsce.
Zawód dietetyka nie jest szczegółowo uregulowany prawnie- podpada tylko pod zawody medyczne. Z naszych porad nie można skorzystać na NFZ. Jeśli kogoś na to stać, to tak, znajdzie drogę do dietetyczki. Ale takim tytułem może się okrzyknąć nawet osoba po tygodniowym kursie on- line. Nie spodziewałabym się po takiej osobie realnej pomocy. Poza tym, zwykle im lepszy status materialny, tym żywienie i dobór produktów są mimo wszystko lepsze. Czyli dietetyk jest już nieco mniej potrzebny (nie zawsze oczywiście, ale piszę ogólnie). Osoby z niskim statusem socjoekonomicznym mają zwykle mniejszą wiedzę żywieniową i częściej sięgają po produkty niskiej jakości. Ale czy to wina ludzi, że nie posiadają wiedzy na temat zdrowego stylu życia? Absolutnie nie. Obnaża to problem z edukacją jako taką, a także problemy ze służbą zdrowia. Gdyby każda osoba potrzebująca pomocy mogła się zwrócić do specjalisty, wiele problemów można by zdjąć z barków społeczeństwa.
Minister koniecznie chce się też skupiać na problemie otyłości dziewczynek. Gdyby poświecił chwilę i sprawdził statystyki, to może odkryłby, że otyłość w wieku szkolnym częściej dotyka chłopców. Na dziewczynkach od wielu, wielu lat ciąży presja pięknego chudego ciała. Bardziej się więc pilnują, żeby nie stracić akceptacji rówieśników. Co oczywiście wcale nie jest zdrowe, bo może prowadzić do zaburzeń odżywiania.
Zmiana nawyków żywieniowych dzieci wymaga zmiany nawyków całej rodziny, włączając w to nawet babcie i dziadków. To bardzo trudny, długotrwały proces. Niestety czasami nie ma czasu na metodę prób i błędów- czasami liczy się każda minuta, aby u otyłego dziecka nie rozwinęła się cukrzyca, nadciśnienie czy insulinooporność. Wiem o tym, bo pracuję z takimi przypadkami- otyłość w młodym wieku może rzutować na całe życie.
Ale! Dzieci się nie odchudza. Każda ekspertka czy ekspert Wam to powie- u dzieci korygujemy nawyki żywieniowe i wprowadzamy więcej aktywności fizycznej. Zadbanie o wartościowe posiłki i przekąski, a także ruch, to najlepsze sposoby na redukcję masy ciała. Ale tutaj znów wracamy do braku pomocy rodzinie. Zwrócenie się do specjalisty kosztuje. Jeden czy dwa etaty dla dietetyczek w szpitalu to śmiech na sali, więc trudno o pomoc w takim miejscu (chociaż robimy co możemy). Mam wrażenie, że niestety lekarze też nie zawsze mają do nas zaufanie, czy rzeczywiście potrafimy udzielić pomocy- wynika to między innymi z niskiego prestiżu zawodu. Jeśli otoczenie widzi, że dietetyków traktuje się w szpitalu jak salowe, to się nie dziwmy, że tak jest (oczywiście w zawodzie salowej nie ma nic złego- ale nie wymaga 5 lat studiów i ciągłego samokształcenia).
Jak zatem być zdrowym w toksycznym kraju? To wymaga wiedzy, edukacji, rzetelności, ale przede wszystkim dużo zrozumienia i empatii. Z czym jest krucho w naszym kraju. Łatwo nam wychodzi ocenianie innych. Ale udzielenie realnej pomocy już gorzej.
Nikt jeszcze nie schudł, bo ktoś go wyśmiał, obgadał, chamsko pouczył czy okazał mu pogardę. A to właśnie spotyka osoby otyłe w naszym toksycznym kraju. Takim osobom i tak jest trudno, ale przecież mamy to zakodowane, że trzeba jeszcze dokręcić śrubę, jeszcze wetknąć szpilę.
Przyczyny otyłości są różne. Często bardzo złożone, a nawet trudne do odkrycia. To nie tylko problem ciała, ale i psychiki. Zmiana nawyków często wiąże się ze zmianą całego podejścia do jedzenia i aktywności. A na wykorzenienie złych nawyków potrzeba czasu. Efekty zdrowej diety i ćwiczeń nie będą widoczne od razu- dlatego tak ważne jest mądre wsparcie osoby, która podejmuję próbę zmiany.
Ważna jest jeszcze jedna rzecz. Masa ciała nie świadczy o wartości człowieka! Wiem, że trudno wyrzucić z głowy obraz tak wpojony nam przez chociażby popkulturę- tej miłej grubej fajtłapy, której nic nie wychodzi, ale jest urocza i radosna. Skrycie marzy jednak żeby wyglądać tak inni. To jest dopiero toksyczne. Masa ciała nie wpływa na kompetencje w pracy, czy szkole. Nie sprawia, że ktoś jest mniej wartościowy, czy nie zasługuje na miłość przyjaźń i dobre życie.
Problem otyłości jest więc skomplikowany. Jednak należy z nim mądrze walczyć. Jest to problem społeczny, bo koszty leczenia otyłości i jej powikłań (nadciśnienia, cukrzycy, insulinooporności, niektórych nowotworów) ponosimy wszyscy (a raczej osoby płacące składki zdrowotne). Zrzucają się Państwo między innymi na moją pensję. Dziękuję bardzo, ale proszę o podwyżkę ;) Otyłość nie jest więc sprawą indywidualną, ale zbiorową. Wiem, że panuje przekonanie, że człowiek jest kowalem swojego losu i nasz obecny styl życia skupia się na indywidualizmie. Ale w tym przypadku to się nie sprawdza.
Jakie widzę rozwiązania? Przede wszystkim edukację całego społeczeństwa. Jak tego dokonać? No cóż... Chyba dobrze by było, żeby powstała instytucja nauczająca dzieci od najmłodszych lat i przekazująca im rzetelną wiedzę, zgodną z opiniami ekspertów... Niektórzy mogą powiedzieć, że coś takiego istnieje i nazywa się "szkoła"... Ale czy rzeczywiście ktoś w tym miejscu słucha nauczycieli i ekspertów? Czy ktoś w Ministerstwie Edukacji słucha ekspertów? Skoro nie można liczyć na rzetelną edukację seksualną, to żywieniową też chyba nie. I jak wszystko w naszym życiu, kwestia otyłości rozbija się o politykę rządu. Potrzebujemy jako społeczeństwo dostępu do dietetyków i dietetyczek- odpowiednio wykształconych i przygotowanych do pracy z pacjentami. Państwo nas kształci, a potem o nas zapomina (chociaż jest w tym też wina dietetyków, że nie potrafią się zorganizować i zaprotestować. Mea culpa).
Na koniec powtórzę jeszcze raz- nikt jeszcze nie schudł, bo został zmieszany z błotem. Presja społeczna skłoni raczej otyłe osoby do szukania szybkich rozwiązań- diet "cud", które tylko rozwalają metabolizm. Najpierw należy stworzyć dobre warunki do zmiany, a potem pomagać ludziom wprowadzać dobre nawyki. Mamy lata zaniedbań w tym temacie. Może niech ze słów Ministra wyniknie coś dobrego- zastanówmy się wspólnie, jak myślimy o osobach z problemem otyłości i jak możemy je realnie wesprzeć.
PS. Podatek cukrowy to też kiepskie rozwiązanie- znając życie ludzie szybciej zrezygnują z zakupu warzyw niż słodkich napojów. W tym temacie też jest konieczna edukacja.